...Być może będę pisał dalej. Zobaczymy.
Jest 8-07-2017
Minął rok. Kiedy zapalałem świeczkę dla Foresta, zamyśliłem się na chwilkę. Przypomniało mi się, jak kiedyś podszedł do mnie i zaczepiał mnie łapą. Popatrzyłem na niego i powiedziałem-dobrze Forest, masz mnie na własność.
Teraz, kiedy go nie ma, wiem, co otrzymałem w zamian.
Dzisiaj Wszystkich Świętych – 01-11-2017
Dzień pochmurny, chłodny ale na szczęście bez deszczu. Melancholia i spokój. Wiele wspomnień związanych z Forestem.
W tym roku, pogoda jak na jesienno-zimową, jest całkiem przyjemna. Po wielu dniach wietrznych i deszczowych, pokazało się słońce. Jest chłodno ale to dobrze, wszechobecne błoto pomału zaczęło znikać.
Zdarza się, że noce są bezchmurne. Orion, jak zawsze o tej porze, jest widoczny nad lasem. Wieczorami mogę jeszcze posiedzieć przed domem. Paląc papierosa, zatrzymuję wzrok na miejscach, w których przebywał Forest. Jest spokojnie, pusto i ciemno. Księżyc odbija się w lustrze wody szumiącej rzeki. Być może, jak przed tysiącami lat.
Orion
Obudziłem się zmęczony. Ciemność nocy pomału ustępowała. Gdzieś nad horyzontem, nieśmiało pokazywały się jesienne promienie słońca. Zielone światełko w ekspresie oznaczało poranną kawę. Na dworze zrobiło się szaro i kiedy wyszedłem nad rzekę, w szybie okiennej, w kuchni, mignęła mi tajemnicza postać a wokół niej, porozrzucane kropelki wody, przypominające poranną rosę.
The Fruupp - Old time future - 1973
Znowu znajduję wiele muzyki z lat 70, która do tej pory nie była mi znana.
Six Feet Under - What would you do - 1969
https://www.youtube.com/watch?v=O89BLe3_YuQ
Nad klonem powoli wstaje dzień. Z widoku świtu można wyczytać, czy noc była sucha, czy wilgotna, skąd nadchodzi wiatr, czy niebo pozostanie czyste, czy też zasnują je chmury. Myśl o dniu, który nadchodzi, wspomnienie dnia, który był.
Liście klonu nie wiedzą, że mimo miłości, jaką je darzymy, ich bliski koniec nie zakłóci spokoju serca. Nie wiedzą, jak bardzo naturalne i proste wydaje się znikanie tego, co było, aby zrobić miejsce temu, co nadejdzie.
Odczuwam bardzo głębokie więzy, głęboką współzależność moich komórek ciała z wszechświatem, do którego nie mam w ogóle dostępu. Wysiłki nawiązania jakiegokolwiek kontaktu, kompletnie zawodzą.
Ta mała, biała kropeczka to Ziemia. Zdjęcie wykonała sonda Voyager po opuszczeniu Układu Słonecznego.
Dzień pochmurny, mglisty i deszczowy.
Trochę wspomnień.
.
Zagubiony maluszek.
Staw.
Spuszczel zjada nasz dom.
Samotność we dwoje.
Jestem piękną różą angielską.
Rodzina pliszek.
Razem cieplej.
Niewidoczny Orion.
Maluchy.
Grążel żółty.
Dawno temu byłem bardzo duży.
Ja też.
Ciekawość.
Czy my, jedyne istoty ludzkie świata, nie kroczymy ku zbiorowej zagładzie.
Zwierzęta odbierają sygnały dla nas już niepostrzegalne, my zaledwie oznaki zbliżającej się burzy.
Nadejdzie zapewne taki czas, kiedy nie potrafimy już poczuć zapachu kwiatów, usłyszeć śpiewu ptaka czy patrzeć w bezchmurne niebo nocą.
Żyć w takiej samej zażyłości z gwiazdą, co z ogrodem, nigdzie nie czuć obcości, nigdzie nie starać się obejmować czegoś w posiadanie, móc żywić się, nie zadając śmierci, móc bez obawy spoglądać w niebo i bez strachu, bez wyrzutów sumienia patrzyć w oczy bliźnich.
Co zrobić, aby zwycięskie rewolucje nie starały się zdusić żądzy wolności i sprawiedliwości, z której się zrodziły.
Wilk jest uosobieniem piękna i wolności.
Obławy - Jacka Kaczmarskiego to 50 lat historii Polski. Marzenia o wolności, różne smaki wolności i odwieczny brak zaufania. Coś w tym jest, że rewolucja "zjada"swoje dzieci.
OBŁAWA 1
Skulony w jakiejś ciemnej jamie smaczniem sobie spał
I spały małe wilczki dwa - zupełnie ślepe jeszcze
Wtem stary wilk przewodnik co życie dobrze znał
Łeb podniósł warknął groźnie aż mną szarpnęły dreszcze
Poczułem nagle wokół siebie nienawistną woń
Woń która tłumi wszelki spokój zrywa wszystkie sny
Z daleka ktoś gdzieś krzyknął nagle krótki rozkaz: goń -
I z czterech stron wypadły na nas cztery gończe psy!
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie zapalczywe
W gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Ten który rzucił na mnie się niewiele szczęścia miał
Bo wypadł prosto mi na kły i krew trysnęła z rany
Gdym teraz - ile w łapach sił - przed siebie prosto rwał
Ujrzałem małe wilczki dwa na strzępy rozszarpane!
Zginęły ślepe, ufne tak puszyste kłębki dwa
Bezradne na tym świecie złym, nie wiedząc kto je zdławił
I zginie także stary wilk choć życie dobrze zna
Bo z trzema naraz walczy psami i z ran trzech naraz krwawi!
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie zapalczywe
W gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Wypadłem na otwartą przestrzeń pianę z pyska tocząc
Lecz tutaj też ze wszystkich stron - zła mnie otacza woń!
A myśliwemu co mnie dojrzał już się śmieją oczy
I ręka pewna, niezawodna podnosi w górę broń!
Rzucam się w bok, na oślep gnam aż ziemia spod łap tryska
I wtedy pada pierwszy strzał co kark mi rozszarpuje
Wciąż pędzę, słyszę jak on klnie! Krew mi płynie z pyska
On strzela po raz drugi! Lecz teraz już pudłuje!
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie zapalczywe
W gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Wyrwałem się z obławy tej schowałem w jakiś las
Lecz ile szczęścia miałem w tym to każdy chyba przyzna
Leżałem w śniegu jak nieżywy długi długi czas
Po strzale zaś na zawsze mi została krwawa blizna!
Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy
I giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecie
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!
O, bracia wilcy! Brońcie się nim wszyscy wyginiecie!
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
Te dzikie zapalczywe
W gęstym lesie wychowane!
Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa!
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
OBŁAWA 2
Obce lasy przemierzam, serce szarpie mi krtań!
Nie ze strachu - z wściekłości, z rozpaczy!
Ślad po wilczych gromadach mchy pokryły i darń,
Niedobitki los cierpią sobaczy!
Z gąszczu żaden kudłaty pysk nie wyjrzy na krok,
W ślepiach obłęd lęk chciwość lub zdrada!
Na otwartych przestrzeniach dawno znikł wilczy trop,
Wilk wie dobrze czym pachnie zagłada!
Słyszę wciąż i uszom nie wierzę,
Lecz potwierdza co krok wszystko mi:
Zwierzem jesteś i żyjesz jak zwierzę,
Lecz nie wilki, nie wilki już wy!
Myśli brat, że bezpieczny, skoro schronił się w las,
Lecz go ściga nie bóg! Ściga człowiek!
Śmigieł świst nad głowami, grad pocisków i wrzask,
Co wyrywa źrenice spod powiek!
Strzelców twarze pijane w drzew koronach znad luf,
Wrzący deszcz wystrzelonych ładunków!
To już nie polowanie, nie obława, nie łów!
To planowe niszczenie gatunku!
Z rąk w mundurach, z helikopterów
Maszynowa broń wbija we łby
Czarne kule i wrzask oficerów:
Wy nie wilki, nie wilki już wy!
Kto nie popadł w szaleństwo, kto nie poszedł pod strzał
Jeszcze biegnie klucząc po norach,
Lecz już nie ma kryjówek, które miał, które znał,
Wszędzie wściekła wywęszy go sfora!
I pomyśleć, że kiedyś ją traktował jak łup,
Który niewart wilczych był kłów!
Dziś krewniaka swym panom zawloką do stóp,
Lub rozszarpią na rozkaz bez słów!
Bo kto biegnie - zginie dziś w biegu!
A kto stanął - padnie gdzie stał!
Krwią w panice piszemy na śniegu:
My nie wilki, my mięso na strzał!
Ten skowyczy trafiony, tamten skomli na wznak,
Cóż ja sam? Nic tu zrobić nie mogę.
Niech się zdarzy co musi się zdarzyć i tak,
Kiedy pocisk zabiegnie mi drogę!
Starą ranę na karku rozszarpuje do krwi,
Ale póki wilk krwawi - wilk żyw!
Więc to jeszcze nie śmierć! Śmierć ostrzejsze ma kły!
Nie mój tryumf, lecz zwycięstwo - nie ich!
Na nic skowyt we wrzawie i skarga!
Póki w żyłach starczy mi krwi
Pierwszy bratu skoczę do gardła,
Gdy zawyje - nie wilki już my!
OBŁAWA 3
Obławy już przeżyłem dwie, dziękuję - dosyć!
Zjeżona sierść, zbłąkany wzrok, zmętniała myśl!
Wciąż czuję obce wonie, obce słyszę głosy,
I innym wilkom nie dowierzam nie od dziś!
Lecz jakże trudno jest polować samotnikom!
Z łownego zwierza oczyszczono cały las,
Poczułem łup - do ziemi głodny pysk przytykam -
Wtem straszny ból i stokroć odeń gorszy trzask!
- Strzeżcie się wilki! Strzeżcie się przynęty!
Strzeżcie się wilki! Strzeżcie ludzkiej łaski!
Zastawił na was wróg zawzięty
Potrzaski!
Już moja prawa łapa tkwi w żelaznych szczękach
I jej nie wyrwę, choćbym wszystkich użył sił,
A królik w pętli - moja zguba i przynęta
Czerwone oczy przerażone we mnie wbił!
Ale i jemu śmierć pisana - on nie winien!
Ten, co zastawił wnyki to dopiero wróg!
To z jego marnie zginę rąk, jak zwierzę ginie!
Dostanę pałką w łeb nim warknąć będę mógł!
- Strzeżcie się wilki! Strzeżcie się przynęty!
Strzeżcie się wilki! Strzeżcie ludzkiej łaski!
Zastawił na was wróg zawzięty
Potrzaski!
Żałosny koniec - śmierć haniebna - nie dla wilka,
Niech królik mdleje w pętli, czeka na swój los!
Moja pieśń życia jeszcze dla mnie nie zamilkła!
Niejedna przestrzeń jeszcze mój usłyszy głos!
Na własnej łapie szczęk zaciskam straszny uchwyt -
Ona nie moja już! W niewoli musi zgnić;
Już pęka kość i własnej krwi mam pełne żuchwy...
Jednym szarpnięciem się uwalniam, żeby żyć!
- Strzeżcie się wilki! Strzeżcie się przynęty!
Strzeżcie się wilki! Strzeżcie ludzkiej łaski!
Zastawił na was wróg zawzięty
Potrzaski!
Słuchajcie głosu Trójłapego, choć z daleka:
Krew szybko wsiąka w ziemię, strach zabija czas!
Słuchajcie bracia! Wyje do was wilk - kaleka,
Trzeba odrzucić to co w nas zniewala nas!
I po dziś dzień naganiacz, strzelec, czy kłusownik,
Przyzwyczajony do czytania tropów map,
Przez zęby mówi - Oto jest wilk wolny!
- Kiedy na śniegu ujrzy ślady trojga łap!
- Strzeżcie się wilki! Strzeżcie się przynęty!
Strzeżcie się wilki! Strzeżcie ludzkiej łaski!
Zastawił na was wróg zawzięty
Potrzaski!
OBŁAWA 4
Oto i ja, w posoce skrzepłej osaczony,
Ja - wilk trójłapy wśród sfory płatnych łapsów
Staję i warczę, kaleki i bezbronny,
Szczuty, jak pies od niepamiętnych czasów.
Uciekać dalej nie będę już i nie chcę,
Więc pysk w pysk staję z myśliwym i nagonką.
Mdławy niewoli zapach nozdrza łechce
I nagła cisza unosi się nad łąką.
Myśliwy jeszcze ma broń i trzyma smycze,
Lecz las jest nasz i łąki też są nasze!
Wilk wolny - wyje, na smyczy pies - skowycze
I bać się musi i swoich braci straszyć.
Popatrzcie na mnie, gończe psy zziajane,
Bite za próżną pogoń za swym bratem -
Stoję przed wami, po stokroć zabijany
Z blizną na karku, z odgryzioną łapą.
Nie ufam wam, ale i nie chcę zaufania,
Swoje za sobą mam i macie wy za swoje.
Byłem ścigany, byliście oszukani
A oszukanych sfor - ja się nie boję.
Myśliwy jeszcze ma broń i trzyma smycze,
Lecz las jest nasz i łąki też są nasze!
Wilk wolny - wyje, na smyczy pies - skowycze
I bać się musi i swoich braci straszyć.
Podejdźcie do mnie wy, karmione z ręki,
Kikut i blizna to wolności cena.
Sam tylko zapach jej zaciska szczęki
Psa, w którym skomle zapomniany szczeniak.
Po lasach jeszcze wciąż żyją wilki młode,
Porozpraszane przez bezrozumne salwy,
Silne i wściekłe, i strasznej zemsty głodne
I ja je kocham i tak mi bardzo żal ich.
Myśliwy jeszcze ma broń i trzyma smycze,
Lecz las jest nasz i łąki też są nasze!
Wilk wolny - wyje, na smyczy pies - skowycze
I bać się musi i swoich braci straszyć.
Niejeden z was, co się na miskę łaszczy
Zapominając swoje niespokojne sny -
Wie wszak, że bije ręka, która głaszcze,
Na pierwszy objaw jedynego zewu krwi.
Skomleć o łaskę - niegodne psa, ni wilka,
Dać się tresować i na rozkazy czekać!
Nasza ma być najkrótsza życia chwilka,
I być wyborem - przyjaźń do człowieka...
Wilk wolny - wyje, na smyczy pies - skowycze
I bać się musi i swoich braci straszyć.
Myśliwy jeszcze ma broń i trzyma smycze,
Lecz las jest nasz i łąki też są nasze!
https://www.youtube.com/watch?v=bHXuEyq3EUw&list=RDbHXuEyq3EUw&start_radio=1
Jest poniedziałek, 20-11-2017. W nocy spadł pierwszy śnieg. Od świtu w przyrodzie nastąpił wzmozony ruch. Pojawiły się psy i koty. Sikorki i sójki, nieco zaniepokojone, krzątają się w poszukiwaniu pożywienia. Lis, wyglądający na zdezorientowanego, przemierza łąki pokryte już sporą warstwą śniegu. Nastał ciężki czas.
Myślę czasami o tym, co dzieje się wokół mnie, czy też na świecie. Kiedy jednak posłucham słów Kazika, to w zasadzie wszystko jest zrozumiałe i nie trzeba nic więcej dodawać.
KAZIK - Miej świadomość.
Zobacz co się dzieje bracie tutaj dookoła
Nie zakrywaj bracie swoich oczu rękoma
Prawda jest taka: tłumy często chcą krwi
W imię miłości, pokoju i wolności
Piękne krainy obrócone w ruiny
Krew naszych dzieci - to ich są czyny
Historia tego świata pełna nienawiści
Kreowanej przez zasadę korzyści
Ludzie są wolnymi, to słychać wkoło
A co to za słowo? To jest oszustwo!
Politycy, politycy na górach grzechu
Podają sobie ręce w fałszywym uśmiechu
Rozkaz jest rozkaz. W imię wolności
Inwazja na uczucia miłości
Buty wojskowe depczą kwiaty
Po drogach suną czołgi i armaty
Jedna rewolucja niszczy drugą rewolucję
Zrozum - to tylko walka instytucji
W imię tej walki co pewien czas ponury
Ruszają na podboje armie kute w zbroje
Tysiące lat temu zaczęło się oszustwo
Wielu uwierzyło i się zaprzedało
A świadomość twoja niech będzie w tobie
Silna i pewna, nie oparta na krzywdzie
https://www.youtube.com/watch?v=3P7BqJXQ2Ws
Jak pomóc w tworzeniu społeczeństwa, w którym człowiek nie zmieni się wkrótce w konsumenta lub biurokratę ? Społeczeństwa, z którym pragnęłoby się współdziałać, społeczeństwa nie będącego wrogiem, przed którym należy się mieć na baczności, społeczeństwa, w którym miałoby się prawo słuchać szumu wiatru w gałęziach dębu, które nauczyłoby dzieci patrzeć w gwiazdy i w oczy ludzi.
To chyba jedno z najważniejszych zdjęć świata.
Dzisiaj rano, nie wiedzieć czemu, myślałem o Foreście. Jak ważną rzeczą jest poznanie dogłębne osobowości i charakteru psa. Ktoś powie, pies to pies. Jest w tym prozaicznym stwierdzeniu odrobina prawdy. Jednak chodzi mi o coś więcej. Poznanie osobowości psa, pozwoli nam podjąć działania o określonym charakterze, tak żeby w jak najmniejszym stopniu nie wypaczyć psychiki swojego towarzysza. Pamiętam ile czasu zajmowało mi wychowanie Foresta. Myślałem nawet o oddaniu go do szkoły. Czytałem jednak dużo i obserwowałem jego zachowania. Po wielu miesiącach, stwierdziłem, że muszę się z nim jakoś porozumieć. Jego instynkt niezależności nie powinien zostać "złamany". To zupełnie zmieniłoby psychikę psa. a wszak nie o to chodzi. Ustępowałem mu ale zauważyłem, że i on pomału zaczyna poddawać się moim decyzjom. Nasza współpraca, zaczęła układać się pomyślnie i przewidywalnie. Jednak jego niezależność, wielokrotnie dawała mi się we znaki. Ale czy nie chodzi o to, aby właśnie być niezależnym i wolnym.
Chciałbyś mieć podhalańczyka pamiętaj-
-jeżeli lubisz w spokoju, wieczorem pooglądać telewizję, uważaj bo podhalańczyk chrapie.
-jeżeli, nie chcesz mieć wszędzie białej sierści i białego puchu, nie kupuj podhalana.
-jeżeli myślisz, że ta biała kula, będzie wykonywała twoje najgłupsze polecenia, nie kupuj podhalana.
-jeżeli nie lubisz głaskać i "tarmosić" codziennie, wieczorami białego futra, nie kupuj podhalana.
-jeżeli lubisz towarzystwo i odwiedziny gości, twój pies nie będzie dla nich zbyt wylewny, ufa tylko tobie.
-jeżeli lubisz spokojne noce, podhalan będzie szczekał, pilnuje twojego domu.
-jeżeli lubisz pozamykane drzwi w swoim domu, nie kupuj podhalana, on lubi przestrzeń i perspektywę.
Natomiast, jeżeli chcesz patrzeć w ogromne oczy, które nie spuszczają z ciebie wzroku, jeżeli chcesz poczuć ogrom miłości tego olbrzyma - kup sobie podhalana.
W zasadzie, w każdym kraju, możemy się doszukać psów pasterskich. Pirenejski pies górski, jest podobny do naszego owczarka podhalańskiego. Jest pięknym i dumnym psem. Bardzo czuły i delikatny ale zarazem niezwykle odważny, nad życie kochający swoją rodzinę.
To jest Landseer. Foresta często można było pomylić z tą rasą. Uwielbia wodę i jest świetnym pływakiem i ratownikiem.
KLON
Klon sprzed twojego domu
patrzy na mnie z odrazą.
Nie widać tego od razu,
lecz wzdryga się po kryjomu.
Cóż, śmieję się pod wąsem,
pukam do drzwi i wchodzę-
nie może mi stanąć na drodze,
więc szepce coś z przekąsem.
A teraz nagle zamilkł,
wpatruje się w ciemność mokrą
i sięgnąć naszego okna
próbuje gałęziami.
Drżąc, liśćmi po szybie skrobie,
Pień rozkochany w tobie.
Bardzo lubię ten wiersz.
Listopad pomału zbliża się ku końcowi. W tym roku jest dosyć ciepło. Temperatury oscylują w granicach 5 stopni. Wieje jednak bardzo. Dom położony jest w dolinie, nad rzeką. Wiatr jest mniejszy ale ponad górami, można usłyszeć przeraźliwe mruczenie.
Budzę się każdego ranka, prawie o tej samej porze. Jest jeszcze ciemno. Zapalam lampkę i wpatruję się w słoje na drewnianych ścianach. Lubię to miejsce. Wokół zdjęcia pani U. W głębi duży obraz Foresta, kilka obrazków z wilkami a na podłodze całkiem niemała kolekcja płyt winylowych, której początki sięgają lat siedemdziesiątych. Lubię przestrzeń. Minimalizuję sprzęty i przedmioty i wraz z upływem czasu, zauważyłem, że cecha ta pogłębia się nadal. Są jednak rzeczy, które od wczesnych lat towarzyszą mi bez przerwy. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego. Trudno mówić o uczuciu do rzeczy martwych ale być moze jest to własnie jakieś uczucie. Książka, obraz, zdjęcie, muzyka, to przecież sfera ogromnych uczuć, być może wspomnień, być może przeżyć, które te przedmioty wywołują. Po prawej stronie łóżka Modigliani. Mogę się patrzeć i patrzeć, sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną.
Modigliani
Gasną mi powieki i szarzeją ręce...
- "Długo tak jeszcze?" - "Nie kręć się!" - "Nie kręcę..."
Uśmiech mi już więdnie, nie będę się zmuszać...
- "Dość tego, nie mogę!" - "Nie ruszaj!" - "Nie ruszam..."
A gdyby był taki aparat, co zrobi w mig
Wspaniały obraz mego ciała, spowitego
W te marne szaty, taki pstryk,
Co w jedną chwilę zrobi z tego coś pięknego...
Dłonie mi grabieją, zamarzły mi stopy,
Maluj sobie kwiatki albo antylopy...
Palce mam jak sople, a oczy jak szparki,
Słuchaj, ja naprawdę wolę już te garnki...
A gdyby był taki aparat, co pstryk zrobi
I już masz obraz mojej twarzy ulubiony,
Kupiłabym, słuchaj, Modi,
Ale to chyba kosztowałoby miliony...
A tak co mi z tego, że płótno smarujesz,
Czasami ktoś powie, że ładnie malujesz.
I pójdzie, a z tobą ja zaś muszę gnić,
- "Słuchaj, dosyć tego!" - "No, dosyć na dziś".
A gdyby był taki aparat, co zrobi w mig,
Wspaniały obraz twego ciała, spowitego
W te marne szaty, taki pstryk,
Co w jedną chwilę zrobi z tego coś pięknego...
- "Pokaż... To ja?! To chyba twoje przewidzenie..."
- "To powleczony światłem oczu snu aksamit"
- "Ty ciągle śnisz..." - "To nie jest sen,
To jesteś ty! Ja się nazywam Modigliani!"
https://www.youtube.com/watch?v=tcs-MJlp4GU
Zastanawiam się, co mnie przywiodło w te strony. A może to ta piosenka?
Weź, zabierz mnie tam,
Tam, gdzie niebo wisi jak białe runo, jak angora.
Ach, jak bardzo jestem, ach, skóra jak mak,
Taka słaba jak koteczek i blada, chyba chora, bardzo chora.
Nie, nic mi nie brak,
Mam parasol, buty, futro i suknię, i podomkę,
Zimno mi jest, ale dreszcz, dreszcze jak prąd,
Gdy pomyślę, że się drapię w jeżynach po malinkę, po poziomkę.
Czas, na mnie już czas,
Kino, teatr, radio i telewizja niech pamięta,
Że ja patrzę dzisiaj tam, gdzie sypie piach,
Polną drogą, siano gryzie, lecz pachnie tam rumianek, a tam mięta.
Ach, potańczyć tam,
W ciepły piasek się mocno wkręcić szybkim piruetem,
Potem zrobić lekki skok, niski skłon
I nazbierać w tańcu kwiatów naręcze, by ukłonić się już z bukietem.
Ej, panie Degas,
Pan mi każe się kłaniać do portretu scenicznego,
Lecz już skoro muszę stać, tak długo trwać
W tym ukłonie, jedźmy dalej się ukłonić drzewom Lasku Bulońskiego.
Tak, tak wolno ci,
Tak uśmiechać się głupio na te słowa, ach, zobaczysz,
Jak któregoś rana, gdy ukroisz chleb,
Te trociny, a z chleba wypada list: "Żyję sobie wśród kołaczy".
Tam, gdzie biały dom, tam,
Gdzie niebo wisi jak białe runo, jak angora,
Ach, jak bardzo jestem, ach, skóra jak mak,
Taka słaba jak koteczek i blada, chyba chora, bardzo chora.
Weź, zabierz mnie tam,
Tam, gdzie niebo wisi jak białe runo, jak angora.
Ach, jak bardzo jestem, ach, skóra jak mak,
Taka słaba jak koteczek i blada, chyba chora, bardzo chora.
https://www.youtube.com/watch?v=D-Iu7hnrr7k
Trudno wyobrazić sobie świat bez muzyki. Z drugiej jednak strony, należy pamiętać, że muzyka towarzyszy człowiekowi od tysięcy lat. Dzisiaj, przez przypadek odkryłem nową postać, w tym nieskończonym zbiorze. Jest w tej muzyce jakaś melancholia, może smutek, ale jest też jakaś dziecięca i beztroska.
Estas Tonne - Song of Golden Dragon
https://www.youtube.com/watch?v=7gphiFVVtUI
"Znaleźć, odnaleźć milczenie, nagą ziemię, gładki kamień.
Później patrzeć, jak wschodzi ziarno, przelatuje ptak, słuchać wiatru i szumu morza.
Później, dużo później, przeczytać pierwszą książkę, wysłuchać pierwszej melodii, pogłaskać psa.
A jescze później wyjść na czyjeś spotkanie i zrozumieć, że odnaleziona jedność jest oznaką miłości.
Znowu coś nieznanego.
The Other Half - Morning Fire
https://www.youtube.com/watch?v=m3Fhnko6lIw
Minął listopad. To trudny miesiąc. Jesienne wichury, deszcze, ciemne poranki i ciemne wieczory. Jest jednak w tej porze roku dużo melancholii, nostalgii a czasami i nieokreślonego smutku.
Listopad to też wspomnienie o dziadku Lipowiczu. Byłem zbyt mały, dziecinny aby skorzystać w pełni z jego obecności na tym świecie. Pozostały tylko rysunki.
Gepard-dziadek Lipowicz
Roger Moore-dziadek Lipowicz
Bonanza-dziadek Lipowicz
Winnetou-dziadek Lipowicz
Bonanza - dziadek Lipowicz
Jest ciemno. Od kilku godzin sypie śnieg. Poranek przywita nas pewnie bajkowymi widokami.
Tak właśnie się stało. Przez godzinę odśnieżałem garaż żeby pani U. mogła pojechać do pracy. Niebo bezchmurne, księżyc w pełni i wszędzie ogromne ilości śniegu.
4 grudnia 2017-trochę nas zasypało.
To jest "mój" wilk.
"Czas ludzki płynie własnym rytmem pomiędzy liczącym się na stulecia czasem świetlnym i jednodniową ulotnością, równie często rodzi się, co umiera, niekiedy każe nam wierzyć w swoją nieobecność, niekiedy budzi nas, usypia, chwyta za gardło, zachwyca, opuszcza nas, znów się cichutko pojawia, wyrzuca nas na brzeg i znów stamtąd porywa."
Ponownie bardzo duże opady śniegu, większe niż kilka dni temu.
09-12-2017.
09-12-2017.
W niedzielę pojawiło się słońce, pierwszy raz od wielu, wielu dni.
10-12-2017
10-12-2017
10-12-2017
10-12-2017
Poniedziałek przywitał nas potężnym wiatrem. Mnóstwo drzew połamanych. Dudni i huczy.
11-10-2017
To był piątek, 15-12-2017. W tym dniu wyznaczony był termin sterylizacji kotów, które przyszły na świat pierwszego czerwca 2017. Zabieg zaplanowano na godzinę10 rano. Przygotowałem się do tego dnia. Znalazłem ładne, grube pudło tekturowe, w które miałem zamiar „zapakować” dwa, już całkiem duże koty.
Noc poprzedzającą wyjazd do lecznicy, koty spędziły w kotłowni. Lubiły tam spać a to chyba ze względu na ciepło. Wypuściłem je około godziny 8.30 i tak jak przypuszczałem od razu pobiegły do domu, myśląc zapewne o jedzeniu. Niestety, przed zabiegiem nie wolno im było nic jeść. Postanowiłem więc je złapać i umieścić w tekturowym pudle. Moje zdziwienie nastąpiło po pięciu minutach, kiedy to z tekturowego kartonu zostały tylko drobne fragmenty. Czas nieubłaganie płynął i pomalutku osiągałem już stan zdenerwowania. Wykorzystałem jeszcze torbę, skrzynkę i rezultaty były podobne. W przypływie jakiegoś olśnienia, postanowiłem po prostu wrzucić koty do samochodu. Tak też się stało. Dojechaliśmy do lecznicy i pojawił się nowy problem. Przecież teraz trzeba je jakoś złapać. W oknie lecznicy zauważyłem kobiecą postać. Spojrzenia nasze spotkały się na małą chwilkę i to wystarczyło abym otrzymał upragnioną pomoc. Moje szczęście nie trwało jednak długo ponieważ głowa jednego kota zaklinowała się pomiędzy szynami siedzenia. Po 10 minutach udało nam się oswobodzić kota, nie urywając mu oczywiście głowy.
Osiągnąłem już stan drobnej desperacji. Zakupiłem zatem pojemnik do transportu kotów. W oczekiwaniu na koniec zabiegu, postanowiłem złożyć transporter. Niestety po kilkunastu minutach zrezygnowałem gdyż czynność ta absolutnie przekraczała moje możliwości. Obok mojego samochodu zauważyłem człowieka, przypominającego członków amerykańskiej grupy ZZ Top. Poprosiłem o pomoc. Członek ZZ Top poddał się również. Przez te kilkanaście minut wokół nas zebrał się niezły tłum. Ktoś opowiadał jak nie mógł złożyć klatki dla kanarka, ktoś inny, jak kupił akwarium i kiedy wlał do niego wodę to odpadły szyby, ktoś poszedł po kawę a ktoś jeszcze po papierosy. Tak czy inaczej transporter dla kota został złożony.
Kiedy odbierałem koty po zabiegu, powiedziano mi, że to są kocice. A miał być jeden kocur.
To był najgorszy poranek w ostatnich czasach. Zupełnie jak w czeskiej komedii z lat 80-tych.
Koty po zabiegu
W sobotę wieczorem przeglądałem zdjęcia Foresta. Gardło ściśnięte, powróciły wspomnienia. Nie ma już wilgotnego, dużego, czarnego nosa, nie ma ogromnych oczu, czasami smutnych, czasami radosnych, nie ma tego puchu na głowie, wreszcie nie ma tego zapachu - wiatru pomieszanego z łąkami i trawami, trochę bacówki i oscypka i może dymu z ogniska.
Zbliża się Boże Narodzenie 2017.
Pierniczki
Jadalnia
A za oknem zima
Nie wiem dlaczego, dzisiaj Nina Hagen i Tom Waits. Może dlatego, że oboje są "zwariowani".
Nina Hagen
Tom Waits
Mój ulubieniec, ciągle patrzy na mnie.
W grudniu pojawiają się zawsze wspomnienia.
Dziś jeszcze widzę twoją postać zalaną strugami ciepłego deszczu
biegniesz gdzieś prędzej i prędzej
czy nikt nie powiedział ci dokąd masz biec
niczym zbłąkany ptak który zgubił swe gniazdo i wie że jest to jego ostatni lot
Patrzę w twe usta zdumione namiętnością wypełniającą nasze myśli biegnące
wśród ciszy lasów zalanych promieniami ostatniego zachodu słońca
wilgotne wargi starają się ukryć wszelki żal i smutek
drżące jeszcze chcą coś powiedzieć lecz kropla łzy płynąca po twoim policzku onieśmieliła je
Nagle promień słońca załamujący się na zestarzałych konarach drzew
spoczął na twoich ustach
uzdrowione tym nieoczekiwanym gościem uśmiechnęły się lekko i nieśmiało powiedziały-kocham życie
Twoja zamyślona dłoń spoczęła na moich ustach które jeszcze przed chwilą
chciały coś powiedzieć
teraz milczą
stoimy tu na tym brzegu wezbranej rzeki
i unikamy słów
jak trudno zrozumieć jest to
co dzieje się na drugim brzegu
rm 1984
Nie żyje Leszek Andrzej Moczulski
Na szarość naszych nocy
Na szarość naszych nocy
Na naszą bezimienność
Na szarość i nijakość
Jutrzejszych naszych marzeń
Na twarzy przezroczystość
Na twarze bez wyrazu
Na nasze oddalenie
I rozmów obojętność
Listek, iskierkę, cierń-
Jak kotwicę-
Wbij w nasze serca
Black Sabbath to było bardzo mocne uczucie. Może dlatego powstały takie wierszyki.
Kto szedł tą drogą po której ja idę
i ślady znaczył obecności swojej
Kto piętnem czasu przygnieciony został
nieskończoności znacząc swe podwoje
Gdy mnie nie było ktoś wcześniej już liczył
gwiazd światła krzyki konających ludzi
Łzy smutku liście spadłe z drzew jesienią
ważki na kwiatkach które jasność budzi
Kto szedł tą drogą po której ja idę
wlokąc za sobą ciemność zapomnienia
Drzewa się garbią pod ciężarem czasu
aleją ktoś idzie wypruty z sumienia
Wyjść za kontury swego ciała kształtu
duszę wtajemniczyć w radość przeżywania
Śmierci sens nadać życia się nie lękać
koszmar dnia zrównać z nocą umierania
Wyjść poza siebie zobaczyć cień czasu
siekierą dnia ścięci nie bójmy się losu
Istnienia byt zgłębić duszę ciału oddać
wiatrom codzienności nie dajmy się porwać
Jak dzień podcięty ostrym nożem nocy
odchodzi kładąc cienie zapomnienia
Tak ust już twoich smaku nie pamiętam
krzyku i dłoni rozpaczy westchnienia
Twych palców cicho po omacku szukam
martwego słowa głosu pocieszenia
Świat istnieć będzie także bez nas
choć dla nas czas stanie się już z kamienia
Gdy idziesz dróżką poprzez mchu polany
i niesiesz w ręce róży kwiat czerwony
Zatrzymasz czas i głos twój echem
powróci burząc mroczne muru ściany
Gdy wchodzisz w ogród swej młodości
i czarną wstęgą alej kroczysz
Kwiatom zadajesz ból miłości
i w nieskończoność czasu zboczysz
Wśród pól maków śpiących błąkasz się daremnie
światu chcąc wykraść tajemnicy ciernie
Przedmiotów martwość niech już cię nie lęka
żyj własnym życiem i przed nim nie klękaj
Gdy kroki stawiasz nad przepaścią
grzebiąc to wszystko co minęło
Głos śmierci nutą swą złowieszczą
zwiastuje to co się poczęło
Zwyciężasz czas co wszystko grzebie
kładąc krwi kroplę na usta moje
Inny ktoś będzie na twoim pogrzebie
świec płomień palić niepokoje
Czas nasz nadejdzie wkrótce gdy dzień zgaśnie
i drogą naszą będzie szedł ktoś inny
Zatarte ślady bezimienne moje
nieskończoności czasu otworzą podwoje
1984
Wilki na pewno nie nadają się do przytulania. Jednak obraz emocji jest urzekający.
Bliskość
Uśmiech
Dotyk
Wsparcie
Podejrzliwość
Radość
Niebo nad naszym domem, grudzień 2017
Lata 70
Woodstock 69
Jimi Hendrix 69
Janis Joplin 69
Grace Slick 69
Joe Cocker 69
"Dobrze mi wśród ciszy zimy, na ziemi nagiej i pozbawionej zapachu. Staram się zapaść w podobny sen. Wiosną będę musiał płynąć przeciw prądowi. Słońce, pąki na drzewach, zapachy, śpiew ptaków zaleją mnie i zatopią. Zakwitnie pierwszy kwiat i trzeba będzie go pokochać i pragnąć żyć równie zwyczajnie jak on"
Kiedy wpatruję się nocą w niebo, najintensywniej przeżywam swoje radości i cierpienia. Chyba najpełniej odczuwam świadomość świata, miejsca, które w nim zajmujemy, samotność, pełnię miłości. Z drogi dobiega szum aut, gdzieś w oddali szczekają psy, pohukują sowy. Noc, Księżyc, Orion.
Moja droga
Żaba Wigilia 2015
Żaba 2015
Wigilia 2017
Wigilia 2017
Znalazłem zdjęcie Żaby z 2010
Jest 31-12-2017. Wieczór jest cichy, niebo lekko zachmurzone. Rzeka szumi monotonnie. Gdzieś ponad górami słychać odgłosy wybychających ogni sztucznych. Zwierzęta boją się tej chwili. Ale nie mają wyjścia. Muszą przeczekać. Nad ranem będzie już cicho i spokojnie. Od czasu do czasu pojawia się światło księżyca i wtedy można zobaczyć, że cały świat pokryty jest białym puchem. Nadchodzi 2018 rok.
Jest 22.00. Zaczęło mocno wiać. Słychać pękające gałęzie drzew. Nad górami mruczenia i pojękiwania. Tak oto przychodzi Nowy Rok, z hukiem i ze skowytem.
Nad ranem wiatr ucichł. Pojawiło się słońce. Ciepło, prawie wiosennie. Taka pogoda utrzymywała się przez dwa dni. Zapowiadają ponowne wichury.
"Miłość- źródło, które użyźnia świat, olśnienie, poczucie cudu, a równocześnie odnajdywanie czegoś już znanego, powrót do utraconego raju, zgoda między ciałem a umysłem, odkrywanie własnej siły i własnej słabości, więź z życiem, a równocześnie obojętność wobec śmierci, sprawa najgłębiej oczywista, a przecież podlegająca zmianom i przypływom, pewność, którą co dzień trzeba sobie na nowo zdobywać."
Znowu wiosenne dni. Ciepło. Pojawiły się bazie. W duszy gra muzyka andyjska.
Nanda Manachi
Nanda Manachi
Nanda Manachi
Nanda Manachi
Nanda Manachi
Nanda Manachi
Nanda Manachi
Nanda Manachi
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie,
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole.
Kasztan kiedy kwitnie lub owoc otwiera
Będą drzewa, ulice, ktoś nagle zawoła.
Ktoś do drzwi zapuka, pamięć przyniesie
Z kwiatem, z godziną, z kolorem.
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie.
Gdziekolwiek będziesz...
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie,
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole.
Kasztan kiedy kwitnie lub owoc otwiera
Wciąż będzie początek, bo wszędzie są mosty
Prawdziwe jak powietrze, ode mnie do ciebie,
Gdziekolwiek będę, cokolwiek się stanie.
Gdziekolwiek będę...
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie,
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole.
Kasztan kiedy kwitnie lub owoc otwiera
Będą drzewa, ulice, ktoś nagle zawoła.
Ktoś do drzwi zapuka, pamięć przyniesie
Z kwiatem, z godziną, z kolorem.
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie.
Gdziekolwiek będziesz...
Jan Zych/Marek Grechuta
https://www.youtube.com/watch?v=caPrzqj8SBs
Yasgur's Farm
Yasgur's Farm
FOR YASGUR'S FARM
Who am I but you and the sun
A sad reflection in everyone
Was it me who let you walk away
Were you the one
Or is it we are the same
What are we in time going by
The simple story of a younger life
Happy dreams and somehow through the day
We haven't come so far to lose our way
Look at me, I believe it's true
You are a part of me
I am a part of you
Love is only what we come to know
The walking, breathing and all with you
A crystal passing reflected in our eyes
Eclipsing all the jealousy and lies
Look at me, can't you see it's true
You are a part of me
I am a part of you
Quiet as the voices in a dream
Without two shadows the things I have seen
Remember the evening I let you walk away
Were you the one
Or is it we are the same
Look at me, I believe it's true
You are a part of me
I am a part of you
https://www.youtube.com/watch?v=OQfR6LHvxag
Dni są już dłuższe. Jest ciepło. Słońce nieśmiało przebija się przez chmury. Raczej jesiennie, melancholijnie i czasami smutno.
On the road again.
Więc to nie tak jak było w książkach,
więc to nie tak jak na polanie,
kwiaty w zielonej porcelanie,
we włosy wpięta dumnie wstążka.
Jak ważka gdy nad oceanem,
lat naszych młodych się uniosła,
więc to nie tak jak było w książkach,
więc to nie tak jak na polanie.
Ten, kto wymyślił wiarę i dynamit,
czy widzi czemu dziś służą?
Ten, który chmury rozwieszał nad nami,
na jaką liczy dziś burzę?
Ten, kto ucieka do najdalszej ciszy,
by bicie serca usłyszeć,
czy słyszy krzyku porzucone słowa?
Czy własny sen kołysze?
Więc to nie tak jak było w książkach...
Ewa Lipska
https://www.youtube.com/watch?v=2Ba6Hqxnwbo
Nie na tym niebie, a i gwiazda nie ta,
Weszła mi w szkodę, poraziła oczy.
Wół stąpa ciężko, toczy się kareta.
Patrzeć, a droga w gęsty las się toczy.
W moim lesie, na moim południu,
Wrzosy chodzą po rudych pagórkach.
I już drzewa jesienią się trudnią
Wiatr się stroi w ich opadłe pióra.
U kapelusza powisają dzwonki,
Aby okłamać skromność wesołością.
Jakby żałobę pisać krojem czcionki,
Co na wesele zwykła spraszać gości.
Gdzie jest ten kamień, za który nie sięga,
Kolców i pokrzyw rozległy widnokres?
Gdzie trochę ciepła, co u stóp przyklęka
I rękawice osuszy mi mokre?
W moim lesie wygasły już światła,
Noc już w coraz większym płaszczu chodzi.
Z boku kropli, ostatniej co spadła,
Zimy biała gwiazda się urodzi.
U kapelusza powisają dzwonki,
Aby okłamać skromność wesołością.
Jakby żałobę pisać krojem czcionki,
Co na wesele zwykła spraszać gości
W moim lesie białe ognie płoną,
Rosną skrzydła śniegowej zawieji.
W moim lesie świt cały ze szronu,
W moim lesie jednak zima dmie.
Tadeusz Śliwiak
https://www.youtube.com/watch?v=cKN_yPPpYKs
Brzegi rozejdą się wzdłuż rzeki,
Zerwane mosty, braknie łódki,
Więc nie dojdziecie na brzeg morza,
Co będzie brzegiem tej wędrówki.
Więc pójdziesz sam, zobaczysz w drodze,
Jak czas powiela ludzkie twarze.
Będziesz dla ziemi pożądaniem
I dla pocisków drogowskazem.
Drogą od myśli do maszyny,
Drogą od łódki do okrętu,
Skąd idzie, że nie jesteś pewien,
Wierności wymyślonych sprzętów.
Gdy wchodzisz w las stajesz się drzewem,
Co w twojej ciszy się rozrosło,
A kiedy nurt przemierzasz łódką,
Wtedy udziela ci się wiosło.
Nie znajdziesz obiecanej ziemi,
Od pól polarnych aż po równik.
I tylko czasem będą chwile,
Gdy serce tak jak most zadudni.
Gdy ptak zawraca ku ścierniskom,
Niepokój bruzd rozdajesz polom
Prześcigniesz ptaka w locie myślą,
Z zazdrości ptakom jest samolot.
Warstwice chmur nad twoją głową,
Obłoków przeoranych błękit.
Gdy ziemię niepokoisz ziarnem,
Osiądzie ziemia w bruzdach ręki.
Brzegi rozejdą się wzdłuż rzeki,
Zerwane mosty, braknie łódki,
Więc nie dojdziecie na brzeg morza,
Co będzie brzegiem tej wędrówki.
Wincenty Faber
https://www.youtube.com/watch?v=1IqzNPAv0mk
W palcach świeci mi igła znaleziona w stogu
Patrzę poprzez jej ucho - w niebie stoi sokół
Patrzę w rzekę a ryba stoi w poprzek rzeki
Patrzę w las, widzę drzewo całe w łuskach siekier
Poprzez ucho igielne słucham głosów świata
Trzeszczy ogień, dzwon bije i popiół opada
Igłę w palcach odwracam na jej ostrym końcu
Zbieram kroplę ludzkiej krwi
Człowiek w cień przemieniony światła w oczach szuka
Powieki mu zlepia dymu ciemna smuga
Ledwie tyle co soli ujął światła w palce
Igłę można nim powlec lub naostrzyć lancet
Martwa rzeka ustaje, cień zarasta drogi,
patrzą w lasach zwierzęta, człowiek patrzy w ogień
W palcach świeci mi igła znaleziona w stogu
Tadeusz Śliwiak
https://www.youtube.com/watch?v=PebcH4U4iJA
Niedziela-07-01-2018.
To dzień podobny do wielu innych. Jednak wieczorem wydarzyło się coś, co przerosło zupełnie moją wyobraźnię. Po blisko 47 latach udało się zidentyfikować utwór muzyczny, który towarzyszył mi przez całe życie jako "nieznany". Plątał się gdzieś w głowie tyle czasu. Pomogła Irlandia.
"Sickle Clowns"
The Pretty Things
Down by the river
Three sickle mounted souls,
Lay wined on the green leaf,
Digging their rock 'n' roll,
Hey hey, digging their rock 'n' roll.
Slashed by the wild geese,
The silence it did tear,
Sticks swung in violence,
You america murdered there
Hey hey, young america murdered there.
As one soul lay dying,
Only two were there to care.
On through the valleys,
Sad sickle clowns they ride.
Pressed tight against morning,
Beneath the blackened sky.
Hey hey, beneath the blackened sky.
There on a hill of gold
Wild children play.
They bend to pick the flowers.
The sun dissolves the day.
Hey hey, the sun dissolves the day.
If you can't close one eye,
Then turn the other way.
Faces bark in anger,
With savage bitter words,
Twist against the friendship,
With rapid shots they're blurred.
Hey hey, with rapid shots they're blurred.
There by the highway
Two sickles melt in flames.
They burn without the knowledge
Of why their lives were claimed,
Hey hey, why their lives were claimed.
As the smoke drifts skyward
We search for those to blame .....
Wally Waller
https://www.youtube.com/watch?v=WcQAIvgs2UM
Dzisiaj ponownie odkryłem magiczne zdjęcia Eleny Szumiłowej.
Mam wrażenie, że jest to owczarek środkowo-azjatycki, niezwykle odważny i oddany rodzinie.
Nowy Początek
Czekam na wiosnę
We climb to the lip of the mountain,
And looked in the eye of the moon,
To stop in the space of the moment.
Then fall like a soapy balloon
And fall like a soapy balloon
Wspiąć się na sam szczyt góry
Spojrzeć w oczy księżycowi
Zatrzymać tę chwilę
I rozpłynąć się w przestrzeni
East of Eden
https://www.youtube.com/watch?v=vCPJlsCeiLw
Poszukiwania trwają i przynoszą wymierne efekty.
Status Quo - Gerdundula
https://www.youtube.com/watch?v=S63XEWeiIrQ
The Edgar Broughton Band - Evening over rooftops
The Weed - Sweet morning lights
The Epitaph - Early morning
Jane - Expectation
EDGAR BROUGHTON BAND
EVENING OVER ROOFTOPS
The air was thick like honey
Looking from a room
The room had open windows
To let this springtime through
Evening stood by watchin'
At the side of summer's promise
The flowers in her garden
Were the envy of her friends
How far are we from dying
Is it nearly at an end?
How far are we from dying
Is it nearly at an end?
The smoke hung on the skyline
The city fell in silence
The sunset, ripe and mellow
Was the light to write some thoughts by
Her children watched for father
From a window in the wall
Said a prayer for grandpapa
And maybe many more
Somewhere in the distance
On the road so far away
I heard the sound of life
Though the people left for home
Three birds flew off a building
Standing proud against the sky
Many more flew with them
Spiralled up like laughter
Faster, harder
They rose up in a column
Hundreds upon hundreds
And twice that many wingspeed
Four miles across
Stretched a million miles high
The living pulsing column
In the lady of the sky
Feathers thrashed together
Locked in that huge swarm
I knew no-one could see it
And now that it was gone
I rubbed my eyes and tried to find
https://www.youtube.com/watch?v=U3v0ToMWzZQ
Jane - Expectation
You got no expectation
You don't love me no more
I saw your pretty smilin'
In kings road number four
These kings won't live my weary friend
I saw you and I understand
You don't know or I don't care
Guys like you are everywhere
But now it's time to make a sound
For beat that came from underground
Cause I'm a man from music scene
Born to live the greatest dream
https://www.youtube.com/watch?v=P5Np-PWFWDA
The Weed - Sweet morning lights
Sweet morning light
Sun shining bright
On everything inside
Green is the grass
The winter has passed
No sign of cloud
Wanna shout out loud
And i love to live
And i live to love
Sweet morning light
Sun in my eyes
Is my sweet surprise
No life on lies
Or black disguises
Good lord of life
And precious sight
https://www.youtube.com/watch?v=ZkQGLXvi3Xk
16 stycznia nastąpiło załamanie pogody. Wiatr, mróz, śnieg. Wróciła zima.
Sky Pilot i ojciec
Nad ranem wiatr ucichł. Lekki mróz. Pojawiły sie pierwsze promienie słońa. Będzie słoneczny dzień. Sikorki przyleciały na śniadanie. Po chwili pojawiły się kowaliki i sójki. Zrobiło się gwarno. To połowa stycznia a aura jakby marcowa. Chyba wszyscy tęsknimy za wiosną.
Wiosna, wiosna - wiosna ach to ty.
Kolejny dzień piękny, słoneczny, chociaż w nocy z lekkim mrozem. Mówi się o załamaniu pogody i ponownych silnych wiatrach. Poczekamy do nocy.
A jednak wieje i to dość mocno. Na razie bez śniegu i mrozu. Dom trzeszczy.
Ranek spokojny, ciepły. Wschodzi słońce.
Ogrom wszechświata budzi przerażenie i grozę ale również piękno.
Piękno, jak miłość dwóch łabędzi.
Two island swans.
One last cold kiss
Two island swans, mated for life
And his faithful heart would not consider any other wife
For three years peaceful joy midst the rushes of the pond
Proud and gentle was the loving of the last two island swans
Their love was like a circle, no beginning and no end
With his lady by his side a treasure and best friend
The pond was all so peaceful in the rising of the sun
Young and free at the island breeze their life had just begun
'Til a dread day in November when the searing cold did start
Stalked the hunter with his bow and put an arrow through her heart
Husband come to my side let your feathers warm my pain
For I feel I will not spend another day with you again
And the cold winds blow
He was brave but he's laid low
By her body in the isle of mist
I saw him give her one last cold kiss, one last cold kiss
Of swans the people talk of only one in this days tide
Through they brought him twenty ladies he would take no other bride
They say he will not move from the place where she did fall
Once so proud he's beaten now and he will not rise at all
Tak może wyglądać Droga Mleczna - której jesteśmy mieszkańcami - widziana z głębi kosmosu
W nocy z niedzieli na poniedziałek zaczęło mocno padać. Kiedy się obudziłem było jeszcze ciemno. Wyszedłem przed dom i stwierdziłem, że na pewno czeka mnie odśnieżanie. Gdzieś między drzewami zamigotała lampa przejeżdżającego pługu. Zaczęło świtać i dopiero teraz zauważyłem dwa cienie niedaleko domu.
Poranni goście
Tym razem dzień ładny i słoneczny.
Słoneczne dni należą do rzadkości.
Pogoda zimowa utrzymuje się już kilka dni. Lekki mróz, brak słońca. Pojawił się wiatr. Zapewne będzie ocieplenie. Pewnego wieczoru powróciły wspomnienia z Warszawy.
Partia - Warszawa i ja
Tu na pewno nikt nas nie zna,
przedzieramy się przez deszcz
jak chemiczni bracia,
10 godzin w obcym mieście.
Mówisz, że jest późno
i obmyślasz szybko plan.
Potem kradniesz mi ubranie,
do Warszawy wracam sam.
Stoję na balkonie,
palę papierosa,
Warszawa i ja
Stoję na balkonie,
palę papierosa.
Szkoda tylko, że to wszystko się kiedyś skończy.
I nie ma dokąd iść
I znowu tracę czas.
Nudne trzy tygodnie.
Mam w kieszeni szminkę
i w kieszeni piasek.
Teraz jest ktoś nowy
i jest ktoś inny przez jeden dzień.
Radio-taxi w stronę centrum.
Mam w kieszeni szminkę
i w kieszeni krew.
I nie ma dokąd iść
i znowu tracę czas.
Nic już nie rozumiem.
Mam w kieszeni szminkę
i w kieszeni piasek.
Zapalam papierosa,
oddycham światłem gwiazd.
Jutro rano nowa podróż,
może ostatni raz.
https://www.youtube.com/watch?v=F2WWn_B2Qdg
Nadal wieje. Zimno. Wiatr wciska się we wszystkie zakamarki domu. Przypadkowo zauważyłem smutną wiadomość z 2006 roku.
Mariska Veres umarła. Miała 49 lat.
Mariska Veres
Venus - Shocking Blue
A goddess on a mountain top
Was burning like a silver flame
The summit of beauty and love
And Venus was her name
She's got it
Yeah baby, she's got it
Well, I'm your Venus
I'm your fire
At your desire
Well, I'm your Venus
I'm your fire
At your desire
Her weapons were her crystal eyes
Making every man mad
Black as the dark night she was
Got what no one else had
She's got it
Yeah baby, she's got it
Well, I'm your Venus
I'm your fire
At your...
https://www.youtube.com/watch?v=U2DBcbZc3ck
To wydarzenie uruchomiło kolejne wspomnienia.
Mira Kubasińska również już nie żyje.
Mira Kubasińska
Breakout – Liście zabrał wiatr
Naszej miłości bardzo zimno dziś
Czym mamy ogrzać ręce jej?
Już dawno z drzewa spadł ostatni liść
A jutro spadnie pierwszy śnieg
Naszej miłości bardzo zimno dziś
Czym ogrzać mamy nogi jej?
Na winogradzie pierwsza szronu kiść
I wiatr w piszczałki ulic dmie
Kwiaty nam skosił mróz
Liście pozrywał wiatr
Śniegiem przysypał bramy wzgórz
I tak się boję, że do wiosny umrze nam
Do wiosny umrze miłość już
https://www.youtube.com/watch?v=g5waaSznBuo
Melancholii ciąg dalszy.
Joan Baez - Diamonds and rust
JOAN BAEZ: DIAMONDS AND RUST
Well I'll be damned
Here comes your ghost again
But that's not unusual
It's just that the moon is full
And you happened to call
And here I sit
Hand on the telephone
Hearing a voice I'd known
A couple of light years ago
Heading straight for a fall
As I remember your eyes
Were bluer than robin's eggs
My poetry was lousy you said
Where are you calling from?
A booth in the midwest
Ten years ago
I bought you some cufflinks
You brought me something
We both know what memories can bring
They bring diamonds and rust
Well you burst on the scene
Already a legend
The unwashed phenomenon
The original vagabond
You strayed into my arms
And there you stayed
Temporarily lost at sea
The Madonna was yours for free
Yes the girl on the half-shell
Would keep you unharmed
Now I see you standing
With brown leaves falling around
And snow in your hair
Now you're smiling out the window
Of that crummy hotel
Over Washington Square
Our breath comes out white clouds
Mingles and hangs in the air
Speaking strictly for me
We both could have died then and there
Now you're telling me
You're not nostalgic
Then give me another word for it
You who are so good with words
And at keeping things vague
Because I need some of that vagueness now
It's all come back too clearly
Yes I loved you dearly
And if you're offering me diamonds and rust
I've already paid
https://www.youtube.com/watch?v=1ST9TZBb9v8
Kathia Buniatishvili
Kathia Buniatishvili to gruzińska pianistka. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się widzieć dłoni głaszczących i pieszczących klawisze instrumentu.
https://www.youtube.com/watch?v=JDZ_DlNfsWk
Zbliża się koniec stycznia. Zima w tym roku jest bardzo wietrzna. Wiatry wywołują złe samopoczucie, nie działają na mnie zbyt dobrze.
W nocy nieśmiało ukazywał się księżyc. Przypominał o swoim istnieniu.
30-01-2018 - Księżyc w pełni nad domem
Wróciła zima. Śnieg sypał przez całą noc z piątku na sobotę. Wszędzie biało. Drzewa powyginane w nienaturalnych pozach.
Rano, kiedy rozpalam w piecu, jest jeszcze ciemno. Nie ma mrozu, jest całkiem przyjemnie. W głowie kłębią się różne myśli.
Jak zawsze, część z nich jest związana z Forestem. Inna z kolei część dotyczy prblemów czysto egzystencjalnych. Często zdarza mi się otwierać drzwi, które już ktoś, kiedyś otworzył. Samotność, niezrozumienie, głupota, arogancja. Pojawiają się pierwsze płomienie ognia. Zaczyna świtać.
Świat powinien być lepszy albo powinien stawać się lepszy. Myślę, że każdy człowiek chciałby czynić dobro. Jednak dla każdego z nas to dobro znaczy co innego. Albo inaczej. Czynić dobro sobie czy innym. Myślę, że te problemy istnieją od zawsze. Przemijają kolejne pokolenia a problemy pozostają. Jedni burzą w imię lepszego świata a inni budują też w imię lepszego świata. A świat jest taki jaki jest. Głosimy prawdy, jedyne i niepodważalne bez jakiegokolwiek poczucia pokory. Myślę więc, że jakaś część ludzkości nie zdaje sobie sprawy z tego, że świat będzie istniał dalej, z naszymi prawdami czy też bez nich, czy też w ogóle bez nas. Dlaczego więc tak bardzo trudno nam żyć obok siebie tu i teraz.?
Śnieg ciągle padał. Dopiero w niedzielę nad ranem niebo pojaśniało. Krajobraz bajkowy. Czekam na słońce.
W nocy powstały przedziwne struktury sopli.
Jest bardzo dużo śniegu
Wreszcie pojawiło się słońce ale jednocześnie bardzo duży mróz. Nad ranem temperatura wynosiła -20 stopni.
Wieczorami lubię przesiadywać na progu przed domem. Często spędzaliśmy tak czas z Forestem. On drzemał w sionce a ja siedziałem na progu i patrzyłem w niebo. Wczoraj zauważyłem bardzo jasną gwiazdę nad lasem, na wschodzie. Zainteresowało mnie to. Wcześniej jej jakoś nie dostrzegałem. Może dlatego, że wyszedłem przed dom dosyć późno i dopiero o tej porze była widoczna. Jak się okazało był to Syriusz.zwany inaczej Psią Gwiazdą. To bardzo duża gwiazda, wielokrotnie większa od Słońca i chyba jedna z najjaśnieszych gwiazd nieba północnego. Jest blisko Oriona.
Ta mała, biała kropeczka to Słońce.
Jest prawie połowa lutego. Zima trwa. Bardzo dużo śniegu. Temperatury w okolicach zera. W nocy poniżej, w dzień powyżej. Dzień nieco dłuższy, jest już to odczuwalne. Brakuje słonecznych dni. Ponuro.
Nadal zimno. Noc z piątku na sobotę bezchmurna. To rzadkość tej zimy. Blask Syriusza rozświetla dolinę.
Czekam na przesyłkę z UK - Free - Fire and Water
https://www.youtube.com/watch?v=gaRJNv93HZA
Parę słów na temat domu, w którym mieszkamy. Dom tzw. chyża łemkowska, jest zabytkiem wpisanym do rejestru zabytków woj. małopolskiego. Powstanie domu datuje się na 1891 rok. Jednak jak twierdzą poprzedni właściciele, dom powstał jeszcze siedem lat wcześniej i w innej miejscowości. Tak więc wygląda na to, że przenoszony był dwa razy.
Jest to bardzo duży dom, zarówno pod względem metrażu jak i kubatury. Jego wielkość jest raczej niespotykana w tych okolicach. Bale osiągają czasami średnicę 50 cm. Imponujace są również tragarze, często przekraczające średnicę 30 cm.
Charakterystyczne dla tego typu budynków są również tzw. uskokowe"rysie", ( okrenty i piłokrenty ). Ciekawostką jest również dach, przyczółkowy-dwuspadowy z wysokimi szczytami.
Tablica informacyjna
Tragarze
Bale w ścianach
Napis i rok budowy domu na tragarzu w pokoju
Napis na futrynie drzwi wejściowych
Rysie - okrent i piłokrent
Rysie - okrent i piłokrent
Krzyż na tragarzu w pokoju
Rysie - okrent i piłokrent
Jest 19-02-2018. Nigdy nie miałem pamięci do różnych rocznic rodzinnych. Jednak dzisiaj przypomniało mi się, że właśnie ten dzień to urodziny mojego ojca.
Auschwitz-Birkenau
Były Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny i Zagłady
Informacja o więźniach
Bolesław Rej - Nr155655 więzień polityczny
urodzony 1922-02-19/1919-02-22 - miejsce urodzenia Puławy
Losy - w dniu 3-10-1943 przywieziony do obozu transportem z Lublina, w dniu 6-11-1943 przeniesiony do obozu koncentracyjnego Mauthausen- Gusen, przebywał do wyzwolenia - 5-05-1945, przeżył.
Późnym wieczorem przeczytałem, że 19 lutego urodził się również Tommy Iommi, gitarzysta Black Sabbath i kończy właśnie 70 lat.
Jak dziwnie przeplatają się te wszystkie pajęczyny.
Bolesław Rej nr 155655 - krzyż oświęcimski
Kontynuując zabawy numerologiczne, wyzwolenie obozu Mauthausen-Guzen, nastąpiło 5 maja.
Natomiast ja, otrzymałem 5-maja legitymację osoby represjonowanej.
Legitymacja
Nr 1177
Warszawa--05-05-2016
Luty jest wyjątkowo zimny. Zima rozgościła się na dobre i trwa nadal. Temperatury ujemne, zarówno w dzień jak i w nocy. Jest to bardzo męczące, świat jest wyziębiony i ponury z powodu braku słońca. Nawet sójki są chyba zaniepokojone ponieważ "krzyczą" coraz głośniej. Ma być jeszcze zimniej.
Sójki bardzo rozrabiają. Może przeczuwają zbliżajace się mrozy.
W nocy z soboty na niedzielę temperatura spadła do -14 stopni. W dzień trochę słońca ale zimno -10. Pierwszy raz tej zimy pojawiły się gile. Były bardzo głodne.
Gil
Wtorek - 27-02-2018. Rano mróz -17. Ciężko. Mam problem z pompką natleniającą wodę. Jeżeli staw zamarznie, ryby zginą.
Niespodzianka. Tomek przysłał film z Forestem. Bardzo się wzruszyłem.
https://www.youtube.com/watch?v=HbG0IWcbqQU&feature=youtu.be
Środa bez zmian. Rano -14. Tak będzie do końca tygodnia. Jestem już zmęczony tym mrozem. Jakoś trzeba przetrwać.
To zdjęcie pochodzi z filmu Żyjąc z wilkami
Przypomniała mi się historia, której wcześniej nie opowiadałem. To było zimą kiedy Forest miał może około 5 lat. Zamieszkał z nami pies, terier myśliwski niemiecki. Jak się okazało pies pochodził z Bartnego. Przyszedł do nas i zamieszkał z nami. Właściciel zabierał go od nas ale on zawsze wracał, często z kilkumetrowym łańcuchem. Miał do pokonania prawie 10 kilometrów. Trwało to kilka miesięcy. Potem nigdy więcej go już nie widziałem.
Forest i uciekinier z Bartnego
Czwartkowy poranek, -22 stopnie przed wschodem słońca. W nocy padało. Jest bardzo dużo śniegu ale słonecznie.
W dzień pogodnie, nawet ciepło. Temperatura po południu, w słońcu wynosiła 10 stopni. Wieczór z bezchmurnym niebem, pełnią księżyca i 20 stopniowym mrozem. Nad ranem padnie pewnie rekord mrozu tej zimy. Chłód i zimno zdominowały wszystko.
Rekordu nie było. Nad ranem -22. Wschód słońca. Sikorki, sójki i kowaliki powariowały.
Kowalik
Pomału się ociepla. Do normalności jednak daleko. W sobotę nad ranem -14. Dzień słoneczny, ładny.
Natura jak zawsze ma swoje plany. W niedzielę nad ranem - 25.
Poniedziałek słoneczny ale bardzo wieje. To zwiastuje zmianę pogody. Zapowiadają duże ocieplenie ale z niewielkimi mrozami w nocy. Być może to już naprawdę wiosna.
Wiosna?
Zdecydowanie się ociepliło. W słoneczne dni temperatura sięga 15 stopni. W nocy nie ma mrozu. Śniegu było bardzo dużo i jest dużo. Jednak widać, że znika w szybkim tempie. Lód na rzece puścił i słychać już szum wody. W przyrodzie poruszenie. Ptaków jest coraz więcej i nad ranem słychać ich śpiew. Można powiedzieć, że przeżyliśmy zimę. Jest przedwiośnie.